Post
autor: maro » 08 maja 2011, 12:03
To był dzień jakich mało w Wyspowym, choć nie zapowiadało się początkowo, że będzie tak dobrze. Byliśmy na starcie około 11.30. Po krótkim odpoczynku zaczęliśmy się szpejić i byliśmy gotowi do startu około 12.15. Pierwszy odpalił Śpiewak, a za nim Adam. Na przedpolu tworzyły się pojedyncze cumulusy, ale na miód to nie wyglądało. Dopiero po pół godzinie od startu Śpiewaka i Adama odpalił Vajper i po nim ja. W tym czasie chłopaków już nie było nad Śnieżnicą. Zdołali zrobić wysokość i polecieli na południowy wschód. Po odpaleniu postanowiłem zaatakować wschodnią stronę od startu. W powietrzu kazało się, że kominy są rzadkie, wąskie i dość agresywne (słowem miąchało). Vajper przypiął się do takiego jednego i zaczynając z dość niskiej wysokości dryfował z nim nad Jurków, w stornę Mogielicy. Ja postanowiłem wrócić i poszukać czegoś konkretniejszego. Obleciałem startowisko parę razy i dostałem w nagrodę 3m/s. Nie był to najłatwiejszy komin do wykręcenia. Pracy było sporo z wyłapywaniem glajta, ale po zrobieniu 1300m przewyższenia nad start wszystko zaczęło wyglądać bardziej obiecująco. Na zachodzie i północy blacha. Gdzieś na horyzoncie dopiero wydać było wałek chmur. Gorce z pojedynczymi cumulusami, zaś za Łąckiem nad Obidzą zaczynał się piękny szlak chmur. Który pulsując odnawiał się co kilkanaście minut. Decyzje była prosta - Ćwilin, Jasień, Wielki Wierch, Zabłudzki Wierch, Koźlarz, Dzwonkówka (Tu ciemna rozbudowana chmura ssała jak odkurzacz. Na jaj brzegu miałem stabilne 3m/s. Ciekawe ile ssała w centrum - wolałem tego nie sprawdzać po ostatniej przygodzie na Skrzycznym, gdzie ustanowiłem mój życiowy rekord wysokości 3600m - 1000m w chmurze wbrew mojej woli, brrr....), i dalej Słowacja. Tu sytuacja była klarowna. Wszystko pięknie działało. Chmury tworzyły się tam gdzie ich potrzebowałem i rozpadały zaraz po tym jak wykręciłem sufit - bajka. Za Starą Lubownią dogoniłem Adama a potem Śpiewaka. Przeskoczyłem przez Sabinov w kierunku większego miasta. Ależ byłem zdziwiony, jak na GPSie zobaczyłem, że jest to Presov. Przypomniałem sobie, że jest tam jakiś CTR chyba i postanowiłem zawrócić nie mając pewności czy nie narobię sobie jakiejś biedy. Dylemat miałem ogromny bo właśnie wykręciłem 2500 n.p.m. i mogłem przeskoczyć przez miasto, za którym rozciągał się kolejny szlak chmur, którym wg mojej oceny mogłem zrobić jeszcze 20-30km. Rozsądek jednak dyktował decyzję powrotu do Sabinova, przed którym lądował Śpiewak, a jeszcze wcześniej Adam. W tym czasie z okolicy zameldował się Spike na 130km swojego przelotu z Żaru. Po około 12km lotu pod wiatr, gdzie miejscami miałem 12km/h postępowej wylądowałem pod Sabinovem, a chwilę później odezwał się Spike z Kamenicy. Piękny udany dzień jakich mało. W tym miejscu chciałbym złożyć podziękowania Vajperowi, który bez chwili namysłu po telefonie od Śpiewaka wsiadł w mój samochód i pojechał po nas na Słowację. WIELKIE DZIĘKI PIOTREK! Jesteś kolegą, na którego można liczyć. Mam nadzieję, że szybko nadarzy się okazja, aby się odwdzięczyć i Ciebie zwieść ze 100 kilometrowego przelotu, czego Ci życzę.
Dziękuję też Śpiewakowi, Adamowi za towarzystwo w powietrzu oraz gratuluję Michałowi drugich w tygodniu ~150km.
Pozdrowienia dla wszystkich latających w Beskidzie Wyspowym, a tych którzy tu jeszcze nie latali zapraszamy!
Maro