czang pisze:i pytanie co było przyczyną tego i jak się zachował pilot?
O, widzę, że ktoś się zainteresował moją przygodą

To może opowiem jak było.
Dość silny wiatr z zachodu z lekką odchyłką północną. Stawiam na jakieś 8-10 m/s. Już sam start był trudny, od razu po starcie półspeed, żeby w ogóle odlecieć.
tymek pisze:Mnie to wygląda raczej na podnóżek niż speeda.
Półspeed, wystarczy spojrzeć na taśmy - widoczne skrócenie.
W powietrzy bardzo przyjemny, mocny żagiel. Latałem na tym półspeedzie prawie pół godziny. Dla mnie miało to sens o tyle, że zbyt męczące jest dla mnie wciskanie speeda podczas lotu pod wiatr i odpuszczanie go z wiatrem (tu lot na południe był trochę z wiatrem, lot na północ trochę pod wiatr), dlatego cały czas latałem na tym półspeedzie. Z tego co wiem w takiej sytuacji rzeczywiście skrzydło jest bardziej podatne na podwinięcia.
Nic nie zapowiadało atrakcji, skłaniałbym się więc do teorii bąbla, bo nic innego w tamtym miejscu nie powinno zaistnieć - ani zawietrzna, ani rotor, ani nic innego.
Dostałem znienacka strzała, skrzydło poleciało za plecy i zanim zdążyłem zareagować, ujrzałem je przed sobą. Potem weszło w rotację prawostronną, zdążyło zrobić jakieś 3/4 obrotu, kiedy mocno je wyhamowałem lewą stroną, pobujało jeszcze trochę i się uspokoiło.
A ja z lekka przerażony stwierdziłem: pier**lę takie latanie, lecę nad lądowisko. Tak zrobiłem, i kilkadziesiąt metrów na zachód znalazłem bardzo mocny i szeroki komin, w którym się wykręciłem jeszcze 400 metrów w górę

Ale juz nie miałem nastroju, żeby wracać nad zbocze. Wylądowałem sobie, uspokoiłem skołatane nerwy

i poszedłem na górę na jeszcze jeden locik. Tym razem 45 minut na żaglu, już bez atrakcji, mimo że też cały czas na półspeedzie.
No i tak to było

Podkład muzyczny: motyw przewodni z filmu "Szczęki"

Doskonale pasuje do każdego filmu paralotniowego ;D
Pozdro
Marecki